sobota, 16 listopada 2013

TUI Półmaraton - Palma de Mallorca

Dziś, przy szklance soku wyciśniętego z cytrusów, usiadłam do spisania wspomnień ze wspaniałego biegu - 10. TUI Półmaratonu na Majorce. Od biegu minął już prawie miesiąc, być może relację z wydarzenia powinno się pisać na gorąco, czyli jak najszybciej po nim, jednak ja lubię robić to dopiero po jakimś czasie. Dzięki temu mogę wrócić myślami, aby przeżyć coś ponownie :)


Półmaraton ten był dla mnie drugim zagranicznym startem (o pierwszym pisałam tutaj), pierwszym zagranicznym półmaratonem i trzecim półmaratonem w ogóle. Odbył się w niedzielę, 20.10.2013. Równolegle tego dnia był bieg na dystansie maratońskim oraz na 10 km. Cały weekend w Palmie był bardzo sportowy: w piątek były zawody nordic walking na dystansie 10 km, a w sobotę zostały zorganizowane biegi dla dzieci. W tym czasie wystartowało łącznie ponad 11.000 osób - była to największa impreza biegowa w jakiej do tej pory wzięłam udział.

Przylecieliśmy do Palmy w piątek w okolicach południa. Po wyjściu z samolotu zauważyliśmy, że oprócz zmiany miejsca, zmieliliśmy też porę roku - ponownie jest lato... To zapowiadało, że bieg do łatwych należał nie będzie :)


Kto biega ten wie, jak się biega w takich temperaturach. W dodatku profil trasy zdradzał liczne podbiegi. Na powyższym zdjęciu widać nachylenie ulicy, dodam że w Palmie większość ulic tak wygląda. Czy zaczynamy żałować, że przyjechaliśmy tu na bieg? Zamiast o tym myśleć, poszliśmy odebrać pakiety startowe, a później na sangrię i lokalne specjały :)


W pakiecie były ulotki, archiwalne numery czasopisma "Distance Running", kupon na pasta party oraz koszulki techniczne. Całość zapakowana w tekstylny worek z logo biegu oraz sponsorów.


Miasteczko biegowe zlokalizowane było przy przepięknej gotyckiej katedrze La Seu. Były tam targi, biuro zawodów, szatnie, natryski, pasta party, miejsce regeneracji dla biegaczy po biegu. W pobliżu katedry był start oraz meta, także trasa biegła częściowo przy samej katedrze.

Następnego dnia, czyli w sobotę postanowiliśmy iść na plażę, w końcu nie samym biegiem człowiek żyje ;) Wieczorem zrobiliśmy sobie rozbieganie, około 5 km, zakończone na pasta party. Z powodu upału biegło mi się bardzo źle, zaczęłam poważnie wątpić w to czy uda mi się przebiec półmaraton w limicie czasu. Zaczęłam się też bać o Macieja, który miał debiutować w maratonie (ponad 42 km).



Czas wrócić do hotelu, przygotować wszystko na bieg i spróbować zasnąć.

W niedzielę wstaliśmy około 6.00, zjedliśmy lekkie śniadanie i wyruszyliśmy truchtem na start (mieliśmy około 3 km). Na dworze było około 20 stopni, niebo było zachmurzone, co nas ucieszyło. Radość ta nie trwała długo, ale o tym później :) Dotarliśmy na start, oddaliśmy rzeczy do depozytu i poszliśmy ustawić się w naszych strefach startowych.


Start każdego z biegów odbywał się w 10-cio minutowych odstępach, w kolejności: maraton godzina 9.00, 10 km godzina 9.10, półmaraton godzina 9.20. Każdy z biegów miał przydzieloną strefę startową wg kolejności startu, dlatego musieliśmy się rozdzielić, aby każdy ustawił się we właściwej strefie. Przyznam, że zrobiło mi się smutno, gdy zostałam sama. Pierwszy raz stałam sama (bez nikogo znajomego) na starcie. Dziwne uczucie, na szczęście trwało krótko ponieważ na mniej więcej 5 minut przed pierwszym startem zaczęła się prawdziwa fiesta. Głośno grała muzyka, ludzie zaczęli tańczyć, klaskać, po prostu bawić się. Nie sposób nie poddać się takim emocjom. Im bliżej startu tym większa zabawa :) Czas do startu minął szybko i przyjemnie, nie czułam takiego napięcia jak zwykle. Przestałam też myśleć o tym czy dam radę i czy zmieszczę się w limicie czasu.

Ruszyliśmy, a gdy mijaliśmy linię startu strzelało w nas confetti :)


Pierwsza część trasy była nawet przyjemna, płaska i biegło mi się nadzwyczaj dobrze. Ruszyliśmy wybrzeżem na południowy zachód, biegliśmy nieco ponad 5 km, tutaj pojawiły się pierwsze podbiegi. Nie byłam jeszcze zmęczona, więc nie odczułam ich za bardzo, za to na zbiegach udało mi się ładnie przyspieszyć. Po 5 km zawróciliśmy i biegliśmy z powrotem do Palmy. Czas miałam bardzo dobry, formę też, czułam, że mogę zrobić życiówkę, a może nawet złamać 2h. Ta euforia nie trwała długo ponieważ wyszło słońce i zrobił się nieznośny upał. Na szczęście punkty odżywcze były rozmieszczone co ok. 3 km, a woda była podawana w małych butelkach, można więc było wygodnie napić się podczas biegu oraz biec z butelką w ręce, aby mieć możliwość napicia się w dowolnym momencie. Na co drugim punkcie oprócz wody był izotonik, banany oraz jabłka.

Druga część półmaratonu wyznaczona była uliczkami Palmy. Tutaj już nie było płaskiego odcinka. Biegliśmy około 10 km ciągle z góry i na dół. Było naprawdę bardzo ciężko - podbiegi połączone z upałem to zdecydowanie nie jest idealne połączenie dla biegaczy, zwłaszcza tych z północy ;)

Aby umilić nam zmagania, na trasie było mnóstwo atrakcji: zespoły taneczne, akrobatyczne, zespoły rockowe, a nawet flamenco i mariachi w oryginalnych strojach.



Po 15 km byłam wykończona. Tempo spadło, wiedziałam już, że o złamaniu 2h mogę zapomnieć. Znając profil trasy wiedziałam, że od mniej więcej 16 km powinno być trochę z górki. Jeszcze trochę, dasz radę, zaraz będzie łatwiej! - takie myśli chodziły mi po głowie. Faktycznie zrobiło się trochę łatwiej, ale to nie był koniec podbiegów - były nadal tyle, że mniejsze. Na ostatnie 2 km wybiegliśmy z centrum Palmy, wróciliśmy na obwodnicę, tutaj nastąpiło rozdzielenie tras półmaratonu i maratonu. Pierwszy skręcał w prawo, a drugi w lewo i biegł 10 km wybrzeżem na wschód i z powrotem). 
Jak ja się cieszyłam, że meta już niedaleko. Jest! Już ją widzę! Było z górki, więc przyspieszyłam, jaka radość (zawsze tak mam gdy widzę metę). Jednak im bardziej zbliżam się do mety, tym bardziej wydaje mi się, że w nią nie trafię, bo jakoś tak coraz bardziej ucieka na prawo... Po chwili widzę znak, że do mety trzeba biec jeszcze 200 metrów, następnie zawrócić i biec kolejne 200 metrów. CO?! Meta była tuż, przecież już finiszowałam resztkami sił, a teraz mam biec jeszcze 400 metrów? Aha, teraz biegnę z górki, a to oznacza, że po nawrotce do mety będę biegła pod górkę! Jak to?! A no tak to... taka niespodzianka na koniec. Zdarzały mi się już w biegach "oszukane mety", ale ta zdecydowanie wygrywa! To była przeoszukana meta :) Ale udało się, ukończyłam w czasie 2:05:29, poprawiłam życiówkę o 5 minut! 

Po przekroczeniu mety czułam, że jest jakoś inaczej, nie tak fajnie jak zawsze. Chwilę mi zajęło zanim zorientowałam się o co chodzi... Po prostu byłam sama, żadnych znajomych ani rodziny, nie miałam z kim się cieszyć. Cóż, poszłam się napić, najeść, zmienić Pegasusy na klapki i wróciłam na trasę aby schować się w cieniu palmy i czekać na Macieja.

Jest! Biegnie! Hura! Pobiegnę z nim do mety! Niestety w klapkach nie wyszła mi ta sztuka ;) Nie spodziewałam się, że Maciej będzie miał tyle siły, i że pobiegnie tak szybko. Później okazało się, że jak próbowałam go dogonić, myślał, że ktoś chce go wyprzedzić i przyspieszał :) Widział metę, nie zdążyłam mu powiedzieć, że to "fatamorgana". Odczucia miał dokładnie takie jak ja ;)

Maciejowi też poszło pięknie. Debiut w maratonie, w takich warunkach i na takiej trasie zakończony czasem 3:49:35. W nagrodę mamy medale z grawerem!



Na zakończenie dnia cudowna sprawa: relaks na plaży i kąpiel w słonej wodzie. Nazajutrz w ogóle nie czuliśmy w nogach tego biegu. Szkoda, że po każdym tak nie można :)


Podsumowując: pogoda i trasa wymagające, ale bieg był świetnie zorganizowany, przepiękne widoki na trasie, wspaniała impreza, fantastyczny weekend. Niezapomniane wrażenia, cudne wspomnienia. Gorąco polecam! Na Majorkę bardzo łatwo dostać się z Poznania. Loty odbywają się w poniedziałki i piątki, czyli idealnie :) Może w przyszłym roku wrócimy większą ekipą? Różne dystanse, każdy znajdzie coś dla siebie. Ktoś chętny?

Moja trasa z lotu ptaka :)


Profil trasy.


Ach... miło było powspominać :)



2 komentarze:

  1. Gratuluję! (trochę poźno;) - trafiłam do Ciebie przypadkiem, szukając zdjęć z maratonu, który właśnie ukończyłam, też Palmie. Świetnie się tu biega:)

    OdpowiedzUsuń

Serdecznie dziękuję za każdy pozostawiony komentarz :)