poniedziałek, 3 lutego 2014

Zimowy Gdańsk, biegowy Gdańsk

W miniony weekend wybrałam się nad morze. Trudno w to uwierzyć, ale to był mój pierwszy zimowy wypad nad Bałtyk. Od dawna o tym myślałam, ale jakoś się nie składało... Los sprawił, że na początku roku koleżanka wyprowadziła się do Gdańska, a ja postanowiłam ją odwiedzić. Było cudnie: babskie rozmowy, wycieczki, cudowne widoki, wino, pyszne jedzenie i oczywiście biegi :)

Podróż do Gdańska minęła dosyć szybko, mimo że z przygodami (na PKP zawsze można liczyć). Na początek opóźnienie - 20 min., a już prawie u kresu podróży, za Tczewem, na korytarzu zrobił się szum, lodzie zaczęli biegać z bagażami, mówiąc dość nerwowo, że wagon się pali... Okazało się, że to "tylko" hamulce się spaliły, jednak pociąg stanął w szczerym polu i nie było wiadomo kiedy ruszy. Na szczęście staliśmy tylko 10 minut. Ostatecznie na miejscu byłam około godziny 22. Miasta nie zobaczyłam, za to siedziałyśmy z Moniką rozmawiając i popijając wino do późnej nocy. Gdy kładłyśmy się spać, wiedziałyśmy już, że z zaplanowanego udziału w gdańskim Parkrunie raczej nic nie wyjdzie, ponieważ nie zostało nam wystarczająco dużo snu, aby wstać tak wcześnie.

W sobotę przywitał nas piękny słoneczny dzień. Zjadłyśmy śniadanie (Monika przyrządziła pyszną owsiankę ze świeżymi owocami) i poszłyśmy pobiegać. Monika mieszka 500 metrów od plaży, więc oczywiście pobiegłyśmy na nadmorską promenadę.


Pogoda była cudna: słońce i lekki mróz, do tego te widoki... Oblodzone molo, śnieżna plaża, muszelki poprzymarzane do brzegu. Było cudnie. Przebiegłyśmy około 8 km - pierwszy tak długi dystans od momentu złapania kontuzji.



Po biegu zjadłyśmy drugie śniadanie (Monia znowu dała popis w kuchni) i ruszyłyśmy do Sopotu. Przeszłyśmy się Mociakiem, poszłyśmy na sopockie molo, na którym wiał mroźny wiatr, chyba od dłuższego czasu bo na latarniach zamarzła morska bryza ;) (zdjęcie po lewej). Trochę wymarzłyśmy, więc  zanim zeszłyśmy z mola, zajrzałyśmy do eleganckiej restauracji na molo, z pięknym widokiem na morze, aby ogrzać się przy gorącej czekoladzie.


Następnie odwiedziłyśmy znajomych Moniki, którzy nakarmili nas spaghetti bolognese, ugotowanym na jednym palniku, dla ilości osób, której nie potrafię zliczyć ;) Smakowało wybornie! Późnym wieczorem wróciłyśmy do Gdańska, aby znów siedzieć przy winie i rozmowach do późna.

W niedzielny poranek scenariusz był podobny: najpierw owsianka i kawka, potem bieg. Było trochę cieplej, za to bez słońca. Pobiegłyśmy również na promenadę, tym razem na wschód. Dystans był trochę krótszy ponieważ nie chciałam forsować nogi. Po drodze spotkałyśmy kilka bałwanów, zdjęcie zrobiłyśmy sobie z najprzystojniejszym ;) 


Niestety zbliża się pora powrotu do domu. Jeszcze tylko spacer i kawka na gdańskiej starówce i do pociągu. Wszystko co dobre szybko się kończy... Na szczęście podróż powrotna bez przygód :)

Morze zimą jest piękne! Bardzo żałuję, że dopiero teraz się o tym przekonałam...

Moniu, dziękuję :* 


3 komentarze:

  1. Cała przyjemność po mojej stronie Agnieszko :* - m.

    OdpowiedzUsuń
  2. Tak, morze zima ma swoj urok:)

    A.E.

    OdpowiedzUsuń

Serdecznie dziękuję za każdy pozostawiony komentarz :)