poniedziałek, 1 kwietnia 2013

Maniacka Dziesiątka

Żeby na chwilę oderwać myśli od zbliżającego się półmaratonu (które mnie coraz bardziej stresują, ponieważ znowu nie czuję się przygotowana do tego biegu), przypominam sobie 9. Maniacką Dziesiątkę, która odbyła się 16 marca.


Maniacka Dziesiątka to bieg na dystansie 10 km, organizowany przez poznański Klub Biegacza Maniac. W tym roku po raz pierwszy bieg odbył się ulicami Poznania, nie były to (jak wcześniej) dwa kółka wokół Malty. Osobiście nie przepadam za trasami, które stanowi kilka pętli, po pierwsze dlatego, że kiepsko działa mi na motywację, gdy koś mnie dubluje ;), a po drugie gdy biegnie się tą samą trasą więcej niż jeden raz, jest zwyczajnie nudno.

Start, sektory i duuuużo ludzi

W biegu wzięło udział około 2500 zawodników, to mój pierwszy bieg, w którym startowała tak duża liczba biegaczy. Organizację oceniam bardzo dobrze, jedynie do trzech spraw mogę się przyczepić:

1. Brak dostatecznej informacji w mediach o zamkniętych ulicach. Zaskoczeni kierowcy, zirytowani faktem, że muszą stać w korkach, okazywali swoje niezadowolenie biegaczom, co nie było miłe - taki antydoping.

2. Trasa w rzeczywistości była dłuższa o około 150 metrów (kilka osób miało takie wskazania).

3. Ostatnie 3 kilometry prowadziły nad Maltą, ścieżka była za wąska na taką ilość biegaczy, ponadto była zaśnieżona i śliska.

Przed biegiem

Mimo zimowej aury pogoda dopisała, świeciło słońce, nie wiało i było dosyć ciepło (jakieś 4 stopnie). Żeby nie było tak różowo, nie obyło się bez przygód.
Zostałam przydzielona do sektora C (spośród E (elita), A, B i C). Ustawiłam się w pierwszej części sektora, świadoma tego, że niestety sporo osób będzie mnie wyprzedzać (co średnio wpływa na motywację). Biegłam, biegłam, a inni mnie wyprzedzali, pytałam w myślach "ile jeszcze?". Na czwartym kilometrze złapała mnie kolka i trzymała bardzo długo, przez co musiałam trochę zwolnić. Kolejni zawodnicy mnie mijali, a ja kilka następnych kilometrów biegłam z przeświadczeniem,  że jestem ostatnia! Naprawdę bardzo się bałam spojrzeć za siebie. Zrobiłam to dopiero jak udało mi się wyprzedzić kilka osób. Okazało się, że jednak za mną było całkiem sporo zawodników - ale co się nastresowałam po drodze to moje ;) 

Jednak ktoś za mną biegł ;)

Postanowiłam zachować trochę sił, aby przyspieszyć jak będziemy nad Maltą - znam tę trasę, wiem gdzie jest pod górkę, gdzie z górki, w głowie opracowałam plan. Niestety po wbiegnięciu nad Maltę okazało się, że na trasie biegu leży rozdeptany śnieg. Było ślisko i niebezpiecznie, biegło się ciężko i znowu musiałam zwolnić. Niespodzianka czekała jeszcze na samym końcu, gdy okazało się, że PRZESUNĘLI METĘ! Co to było za rozczarowanie, gdy zorientowałam się, że meta nie jest tam gdzie zawsze, tylko jakieś 200 metrów dalej. Możecie mi nie wierzyć, ale jak się biegnie już "na oparach" to  nawet każde 50 metrów robi wielką różnicę. Mimo tych "przeciwności", finisz uważam za całkiem niezły - miałam siły na przyspieszenie i wyprzedzenie kilku osób, a przekroczenie mety z uśmiechem na ustach staje się małą tradycją :)
Bieg ukończyłam z czasem netto 1:03:52.


Pakiet startowy zawierał:
  • numer startowy + agrafki
  • chip
  • worek do depozytu ubraniowego
  • kupon rabatowy Świat Biegacza
  • ulotki reklamowe
  • bidon Asics 
Po biegu każdy dostał:
  • medal
  • drożdżówkę
  • wafelek Attack :)
  • wodę mineralną
  • próbkę suplementu Artresan Active (uwielbiam takie prezenty dla biegaczy ;))




Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Serdecznie dziękuję za każdy pozostawiony komentarz :)