II SAMSUNG Półmaraton w Szamotułach
21.10.2012
Był piękny wrześniowy dzień, kiedy to zapisałam się na swój pierwszy
półmaraton. Decyzja o starcie zapadła spontanicznie, w zasadzie dopiero
jak zobaczyłam swoje nazwisko na liście startowej zaczęłam się zastanawiać CZY
dam radę i JAK ja to zrobię :) Podekscytowanie mieszało się ze strachem, z
przewagą tego drugiego. Dodam, że to miał być mój pierwszy start w zawodach w
ogóle, dlaczego na początek wybrałam półmaraton? Nie wiem, kompletnie się nad
tym nie zastanawiałam.
Miałam mnóstwo obaw, głównie z tego względu, że biegałam dopiero
niecałe pół roku, a mój najdłuższy dystans liczył 12 km, czyli do pokonania 21
km brakowało mi całkiem sporo. Ponadto start miał się odbyć za półtora
miesiąca, więc nie było czasu na zrealizowanie planu treningowego,
przygotowującego do startu na takim dystansie. W tamtym czasie nie znałam ani Kobiety Biegają ani Night Runners, nie mogłam więc liczyć na wskazówki bardziej
doświadczonych biegaczy.
Rozpoczęłam przygotowania, którym od początku towarzyszyły problemy z
kolanem – nie będę pisać o szczegółach, bo to temat na osobnego posta. W
telegraficznym skrócie: mam odpoczywać, nie biegać przez co najmniej 3 tyg. (połowa
czasu, który miałam na przygotowania) i ćwiczyć wg zestawu ćwiczeń, który dostałam. Ostatecznie,
na 5 dni przed startem, problemy z kolanem okazały się niegroźne, ale z ich powodu
praktycznie nie mogłam się porządnie przygotować do półmaratonu. Łącznie we wrześniu
przebiegłam 46 km, w październiku (nie licząc "połówki") - 47 km, a mój najdłuższym dystansem nadal było 12 km.
Gdyby nie mój mąż, który zdecydował, że dostosuje tempo do mojego, żebyśmy mogli pobiec razem, to prawdopodobnie zrezygnowałabym z udziału w półmaratonie. Wobec nowych okoliczności, postanowiłam wystartować :) Miałam dwa założenia: ukończyć w limicie czasu (który wynosił 3h), nie przybiec jako ostatnia.
Gdyby nie mój mąż, który zdecydował, że dostosuje tempo do mojego, żebyśmy mogli pobiec razem, to prawdopodobnie zrezygnowałabym z udziału w półmaratonie. Wobec nowych okoliczności, postanowiłam wystartować :) Miałam dwa założenia: ukończyć w limicie czasu (który wynosił 3h), nie przybiec jako ostatnia.
Tyle tytułem wstępu, przejdźmy do samego biegu.
W przeddzień startu pojechaliśmy odebrać pakiety startowe, w tym
czasie odbywało się pasta party, na które poszliśmy – w końcu to pierwsza w
życiu taka impreza :)
W pakietach startowych dostaliśmy:
- numer startowy z chipem
- kupon na pasta party i posiłek po biegu
- dziennik treningowy
- próbkę kremu rozgrzewającego mięśnie
- niespodziankę, którą stanowił wielofunkcyjny komin – nie wiem czy
tak to się fachowo określa. To materiałowa „tuba”, która może być opaską,
czapką, szalikiem, osłoną twarzy – zastosowanie ograniczone jest chyba tylko
wyobraźnią użytkownika :)
- broszurki promujące Szamotuły
- koszulkę i medal – po ukończeniu biegu.
Pakiet startowy |
Jutro start… Ubranie przygotowane, numer startowy przypięty, miejsce w kieszeniach rozplanowane;
chusteczki, pomadka, batony, żele - są. Można położyć się spać. Tylko czy ja
zasnę? Jedna owieczka, dwie owieczki, trzy owieczki… zasnęłam.
Rankiem zaskoczyła nas pogoda, temperatura ok. 6 stopni, bez deszczu,
bez wiatru, ale była naprawdę bardzo gęsta mgła (pamiętam, że przez cały dzień
lotnisko Ławica nie wypuszczało, ani nie przyjmowało samolotów). Ładnie się
zaczyna, pomyślałam. Wyruszyliśmy ciut wcześniej, ponieważ nie wiedzieliśmy ile
czasu zajmie nam podróż we mgle. Dojechaliśmy, na miejscu nie mieliśmy
problemów ze znalezieniem startu – tłum biegaczy podążał w jednym kierunku :) Poczułam niesamowitą atmosferę, w powietrzu
jakby unosił się zapach podniecenia i adrenaliny. Minuty przed startem ciągnęły
się niemiłosiernie, tym bardziej, że start opóźnił się z powodu mgły. Niepokój
powoli zamieniał się w podekscytowanie. Wtedy myślałam „dziwne uczucie”, teraz
wiem, że przed startem po prostu tak jest :)
Strzał startera – to już.
Ruszyliśmy!
Start |
Bieg dzielę na następujące
etapy:
1 – 8 km
Leciałam jak na skrzydłach. W ogóle nie poczułam jak to zleciało.
Biegliśmy w kilkuosobowej grupce, rozmowy, żarciki, było miło, przyjemnie i…
niestety za szybko – popełniłam częsty błąd taktyczny – dałam się ponieść i
ruszyłam zbyt ostro.
To nie zła jakość zdjęcia - to mgła |
9 – 16 km
Jeszcze „tylko dwie piątki” – dam radę. Już nie jest tak wesoło,
zaczyna być nawet ciężko, zwalniamy, grupka się oddala.
Moje wsparcie biegowe :) |
15 – 16 km
Gdzie jest punkt odżywczy? Muszę się zatrzymać na chwilę, coś wypić i
zjeść batona, a przy okazji ciut odpocząć. Jeszcze „tylko” jedna piątka… Chyba
mam kryzys, muszę na chwilę przejść do marszu. Maciej, biegnij do mety, nic się
nie martw – przebiegłam 16 km, przebiegnę 5 km, ale muszę odpocząć.
Tu już nie było wesoło |
17 – 20 km
Jak te kilometry się ciągną… Muszę przejść do marszu.
Po co mi to było? Muszę przejść do marszu.
Nigdy więcej! Muszę przejść do marszu.
Grunt to nadrabiać miną ;) |
21 i meta
Ktoś z kibiców krzyknął, że mata już blisko, że to ostatnia prosta.
Totalna euforia, przypływ energii, nogi dostały sił na finisz, nawet
wyprzedziłam kilka osób! A po chwili to uczucie kiedy zakładają tobie pierwszy
medal na szyję – bezcenne :)
UKOŃCZYŁAM PÓŁMARATON! PRZEBIEGŁAM 21,097 KM! Yeah! Jestem boska,
jestem najlepsza, mogę wszystko! Kiedy będzie półmaraton w Poznaniu?
Kiedyś pisałam, że na metę zawsze wbiegam uśmiechnięta - oto dowód |
Na zakończenie dodam, że trasa to jedna pętla, 100% asfalt, bez
podbiegów, oznaczona co kilometr, punkty odżywcze rozstawione co 5 km. Mgła
natomiast okazała się bardzo „pomocna” – po pierwsze, dzięki niej nie było widać długich prostych
(które są charakterystyczne dla tej trasy), po drugie przyjemnie zraszała
podczas biegu.
No i jeszcze jedna sprawa: mój pierwszy półmaraton udało mi się
przebiec w czasie netto 2:19:47 i nie byłam
ostatnia.
Debiutanci :) |
Kibice :) |
Podsumowując – było warto. Po drodze, zwłaszcza od 16 km nie było
różowo, ale uczucie po przekroczeniu linii mety wynagradza wszystkie trudy.
Jest to mój jedyny do tej pory półmaraton i jedyny taki dystans, ale już niedługo.
7.04.2013 startuję w półmaratonie w Poznaniu :) Znowu się boję ;)
Bardzo motywujacy post. " mogę wszystko" i pomyśleć, że z kibiców zostaliśmy biegaczami i razem z Toba powalczymy na polowce w Poznaniu. To chyba właśnie w Szamotulach Wam pozazdroscilam;)
OdpowiedzUsuńAnia
Anuś, bardzo dziękuję :) Cieszę się ilekroć słyszę/czytam, że moje bieganie przyczyniło się do tego, że ktoś inny zaczął biegać :) Powodzenia 7.04 :)
UsuńDziekuje Tobie również!!
OdpowiedzUsuńŚwietnie opisałaś te uczucia, Aguś. No i gratuluję wsparcia Męża! Żeby nieco ułatwić identyfikację mojej skromnej osoby, napiszę tylko, że byliśmy z M. kolegami z klasy. :) pozdrawiam wiesz, skąd. PS: dobra ta uwaga o mgle - widok dłuuugiej nuuuudnej prostej potrafi załamać, pamiętam, jak zdeprymowała mnie ul. Warszawska w Poznaniu podczas debiutu maratońskiego.
OdpowiedzUsuńDziękuję bardzo :)
UsuńPowodzenia jutro! Na mgłę chyba nie możesz liczyć, ale może proste nie będą aż tak długie :)
Bardzo fajny tekst, pozytywny :) Trzymam kciuki za Twój drugi, a mój pierwszy półmaraton!
OdpowiedzUsuńBardzo dziękuję :) Trzymam kciuki za Twój debiut! :)
UsuńGratuluję :) ja za swoją niechęcią do biegania nawet nie jestem w stanie wyobrazić sobie takiego dystansu do przebiegnięcia :D
OdpowiedzUsuńDziękuję :) Też tak mówiłam ;)
UsuńPowtórzę się, ale naprawdę Twoje posty inspirują do biegania :) Będę trzymała kciuki za 07.04 i czekam na relację :]
OdpowiedzUsuńGosha, to miód na moje uszy :) Kciuki trzymaj - przyda się każda para!
Usuńpodobał mi się ten wpis, powodzenia 7.04 i do zobaczenia
OdpowiedzUsuńkarolina
Bardzo się cieszę :) "Do zobaczenia" czyli też starujesz? Jeśli tak to również życzę powodzenia!
UsuńCzy ten półmaraton nadal jest rozgrywany?
OdpowiedzUsuń